Kilka dni temu na Celebration w Chicago pokazano pierwszy trailer gry „Jedi: Fallen Order” od studia Respawn, której premiera ma odbyć się w listopadzie tego roku. Mimo że nie interesuję się zbytnio grami – grywam rzadko, nie oglądałem też ani zwiastuna, ani panelu na SWC – usłyszałem wiele głosów krytyki w stronę wyboru protagonisty „Utraconego Zakonu”. Głosów, które są tak absurdalne i niedorzeczne, że zmusiły mnie do napisania tego tekstu.
Tym razem poszło o to, że główny bohater nowej gry z uniwersum „Gwiezdnych Wojen” jest… biały.
Nie zamierzać udawać wkurzonego prawaka, który zaraz zacznie wrzeszczeć coś o odwróconym rasizmie, poprawności politycznej lub dyskryminacji białych, heteroseksualnych mężczyzn, pozwolę sobie tylko stwierdzić, że psioczenie na kolor skóry bohatera jest zwyczajnie głupie.
Od kiedy przynależność do którejkolwiek z ludzkich ras miałaby definiować fikcyjną postać? Kolor skóry to nie cecha charakteru, nie ma znaczenia czy bohater jest czarny, biały lub żółty – przede wszystkim chodzi o to, by był intrygujący, ciekawy, byśmy mieli ochotę lepiej go poznać.
To trochę ironiczne, że ludzie, którzy najgłośniej krzyczą, aby nie patrzeć na kolor skóry, sami najbardziej zwracają na niego uwagę. Uważam, że powinno obchodzić nas to tak samo jak informacja o zeszłorocznych opadach śniegu na terenie Polski. Wszak jest to kwestia, która nie powinna mieć już znaczenia w dzisiejszych czasach.
Odnoszę również wrażenie, że za każdym razem, gdy ktoś zadaje pytanie „czemu on jest biały?”, to tak właściwie pyta: „czemu on nie jest czarny”? Nawet już nie wspominając o tym, że pytanie: „czemu on jest biały/czarny/fioletowy/kobietą?” ma mniej więcej tyle sensu co kradzież Fiata Multipli.
W sensie nie ma.
Wiele osób nie krytykuje bezpośrednio tego wyboru, a zwraca tylko uwagę, że nie będzie możliwości zedytowania ogrywanej postaci. Pytają, czemu Respawn nie chce im dać takiej możliwości? Ludzie Kochani, to nie jest sieciowa strzelanka, a pełnoprawna opowieść w uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. Studio nie mogło dodać do gry edytora postaci, bo Cal Kestis musi mieć dokładnie jedną, zaplanowaną przez twórców tożsamość na którą składa się jego wygląd, charakter i historia.
Owszem, zgadzam się, że w tak różnorodnym uniwersum ta różnorodność powinna być eksponowana, jednak nie wpadajmy z jednej skrajności w drugą. Nie krzyczmy, gdy Disney obsadzi w jakiejś roli czarnego aktora i nie krzyczmy także, gdy zatrudni białego. Oceniajmy postacie nie na podstawie ich przynależności do mniejszości etnicznych czy ludzkich ras (które, nawiasem mówiąc, są raczej wątpliwym naukowo tworem), a poprzez to, co wnoszą do uniwersum.
Jeśli taka pierdoła mierzwi cię na tyle, że nie chcesz kupić „Fallen Order”, mimo że wcześniej zamierzałeś, to spoko – nie kupuj, to przecież twoje pieniądze. Skoro jednak kolor skóry ma dla ciebie aż takie znaczenie, to może warto by się zastanowić, czy aby na pewno nie jesteś w pewien sposób ideologicznie uprzedzony.
Na całe szczęście fanów, przyczepiających się do tak absurdalnej rzeczy, jest stosunkowo niewielu. Potwierdza to, że większość fandomu stanowią jednak normalni ludzie, którzy nie są ani zniesmaczeni obsadzeniem Johna Boyegi w roli Finna, ani zgorszeni wyborem Oscara Isaaca na Poe Damerona. Po prostu tych, których boli newralgiczna część ciała, zawsze słychać najgłośniej.
Tak na marginesie – gdy powiem: „nie kupię tej gry, bo główny bohater jest w niej biały” zapewne przejdzie to bez większego echa. Gdybym jednak powiedział: „nie kupię tej gry, bo główny bohater jest w niej czarny”, zapewne zostałbym zlinczowany.
Dramat, nawet przez myśl by mi nie przeszło, że ktoś musi być biały lub czarny. Co to za różnica? Ludzie to problemów nie mają. Na tym świecie dochodzi już do takich paranoi, że szok.
OdpowiedzUsuń